piątek, 7 listopada 2014

...

Stary, niebiesko-biały autobus podjechał na swoje stanowisko. Chłopiec wstał z ławki i stanął w kolejce. Kiedy nadeszła jego kolej, wszedł do autobusu, trochę powolnie, jakby niepewnie. Na jego twarzy malował się wyraz szalejących w jego sercu wątpliwości. Dobrze znał tego kierowce: nigdy nie odpowiadał na słowa "dzień dobry". W ogóle nigdy nic nie mówił. Pasażerowie uznawali to za przejaw gburostwa i wsiadając do autobusu po prostu omijali go wzrokiem. Antek jako jedyny witał się z nim, jednak na kierowcy nie wywierało to żadnego wrażenia. Czuł czasem, że nadmiernie się wysila i błaźni, i że chyba już nie ma na to wszystko siły. Chciał już odpuścić i po prostu przejść, gdyż tego kierowcy i tak przecież nie obchodzi czy ktoś mu powie "dzień dobry", czy nie. Jednak kiedy Antek przechodził tuż obok niego, to magiczne słowo wyrywało mu się samo z ust, kierowca jednak zdawał się w ogóle tego nie słyszeć i patrzył nieruchomo przed siebie.

Chłopiec wrócił do domu przygnębiony. Miał zaledwie 8 lat, ale tyle wystarczyło, by rodzice wychowali go zgodnie z tradycją, pewnymi zasadami moralnymi i kulturalnymi. Ojciec zawsze kazał mu mówić "dzień dobry", co do tego był bardzo wymagający. Antek czasem myślał, ze jest do dla ojca chyba najważniejsze słowo. Zawsze mówił, że tak się okazuje szacunek, że tak trzeba. Chłopiec zawsze kiedy widział sąsiada, czy nauczycielkę ze szkoły na ulicy, z podniesioną głową, doniosłym głosem mówił "dzień dobry". Nigdy się tego nie wstydził, ani tego nie unikał, a gdy czasem się zdarzało, że nie powiedział lub druga osoba nie odpowiedziała, czuł się głupio i niezręcznie. Kiedy wrócił do domu, strapiony powiedział tacie:
-Tato, pan z autobusu znowu mi nie powiedział "dzień dobry". Po co mam mu mówić, to i tak nie ma sensu...
-Antoś, mówiłem ci, że zawsze na powitanie mówi się "dzień dobry", to jest kultura osobista. Wykazuj się nią, a będzie ci łatwiej w życiu, kiedyś to dostrzeżesz. Uwierz mi synu, nie poddawaj się. Twoje zmartwienia mogą świadczyć tylko źle o tym panu, nie o tobie. Kiedy sobie odpuścisz, zaczniesz tak robić ze wszystkim. Ty rób swoje mimo wszystko, bądź twardy, nieustępliwy co do swoich zasad, a wszyscy cię. będą szanować.
-Wiem tato...- powiedział chłopiec i odszedł, chociaż jego mina nie wyglądała, jakby ta rozmowa rozwiała wszystkie jego wątpliwości.

Nieprzekonany chłopiec poszedł do mamy.
-Kochanie, mówiłam ci już tyle razy, zawsze mów dzień dobry. Jestem przekonana, że pan ci w końcu odpowie. To byłoby bardzo niegrzeczne nie witać się ze starszą osobą. Jeśli kierowca tego nie potrafi, to bądź dla niego przykładem. Pamiętaj, że będziemy z tatą bardzo dumni, jeśli wytrwasz.
"Jakbym już gdzieś to słyszał" - pomyślał Antek.

Miał już dość tych rozmów, które jakoś coraz mniej go przekonywały. Kierowcy i tak to nie obchodzi, czy on się z nim przywita, czy nie. On nie ma zamiaru starać się ponad miarę zyskać uwagę osób, które same go nie szanują. Jednak, tak już został wychowany, że wchodząc do autobusu, słowo to wylatuje z niego samo, wyrywa się z jego piersi, jakby dłużej nie mogło już tam siedzieć.
Antek nie chciał już z nikim rozmawiać, jednak babcia wyczuła jego strapienie już na kilometr i również zaserwowała mu dawkę solidnych argumentów.
-Kochanie, starając się być dobrym i grzecznym mimo wszystko, robisz tak, jak chciał tego Pan Jezus. Pamiętasz, jak ci o Nim czytałam? On też nie był szanowany, ale wytrwał i na tym polegała Jego siła. Nie zmieniał się dla nikogo, dlatego jest Królem Świata. Staraj się być taki, Antku, nie zapominaj o tym, czego uczyli cię rodzice. Chcesz pokazać, że to nie miało żadnej wartości?
Chłopiec był zły na siebie, że zaczynał w ogóle te wszystkie rozmowy, zamiast schować się pod łóżkiem i poczekać do jutra. A ta złość brała się tylko stąd, że wiedział, iż wszyscy oni mieli rację. Położył się i, tak jak tylko potrafił, prosił Boga o siłę.

Następnego dnia obudził się z jasnymi zamiarami. Zachowa się tak, jak został nauczony i jak ona uważa. Wchodząc po południu to tego samego co zawsze autobusu i widząc tego samego co zawsze kierowcę, wypowiedział najgłośniej i najdosadniej jak tylko mógł, pełne, dźwięczne: DZIEŃ DOBRY. Coś w twarzy kierowcy jakby drgnęło, ale Antek nie zauważył tego. Dumny z siebie, usiadł na swoim ulubionym miejscu przy oknie, nie mogąc się doczekać, jak opowie wszystko mamie, tacie i babci.

***
Stary kierowca leżał w łóżku. Jak zawsze przed snem, złożył ręce do modlitwy i przypomniał sobie szeroki uśmiech na twarzy chłopca. Nie zuchwały, czy arogancki, ale pełen czystego szczęścia, niewinnego zadowolenia i ciepła. Taki, jaki może gościć jedynie na dziecięcych twarzach. Łzy napłynęły mu do oczu. Zacisnął ręce mocno.
"Panie Boże, zawsze proszę Cię o zdrowie dla mojej rodziny. Dziś chciałbym poprosić też o zdrowie dla tego chłopca. Wiesz, o którym mówię, ten co dzisiaj tak się pięknie uśmiechał. On jako jedyny zawsze mówi mi dzień dobry, podczas gdy inni mnie ignorują, jakbym  nie był wart uwagi. Ale ja wiem Panie, że to moja wina. Wybacz mi, ale wiesz jak jest. Nie mam siły. W nocy ciężko pracuje, rano  kilka godzin snu, a potem siadam za kierownicą. Widzę te wszystkie dzieci, które rodzice odbierają z przystanku i myślę sobie o tym, co robią teraz moi synowie. Oni nie mają nawet dziesięciu lat, jak im jest z ojcem, Boże, którego albo nie ma, albo śpi. Kiedy po raz kolejny odmawiam im odprowadzenia do szkoły, albo wspólnej zabawy, bo"tatuś musi już iść", jestem nie tyle smutny, co wściekły, że nie mogę im zapewnić ani dość dużo pieniędzy, ani mojego czasu. Idę więc do tego autobusu zły, przygnębiony, zmęczony. Po ciężkiej nocce ledwo żyję, a ciągle tkwiący mi w głowie obraz dorastających beze mnie synów napawa mnie nienawiścią do tego świata. Kiedy wiem, że muszę jechać tym autobusem, zamiast być z dziećmi i schorowaną żoną w domu, to gorycz czuję też do pasażerów, przez których muszę tu być. I naprawdę nie mam już ani ochoty, ani siły odpowiadać im dzień dobry. I nawet jeśli nieraz mam lepszy nastrój i już chciałbym się zdobyć na tą odpowiedź, to czuję, że bym się zbłaźnił, gdyż to by chyba wyszło głupio w moich ustach po takim czasie milczenia i wszyscy tylko by się na mnie głupkowato patrzyli i zastanawiali, czy dobrze słyszą. Postanowiłem więc, że niech lepiej zostanie tak, jak jest. Dopiero ten chłopiec pokazał mi, że jestem, że on mnie zauważa. Że traktuje mnie przede wszystkim jako człowieka, a nie tylko i wyłącznie jak zgorzkniałego kierowcę. Pomyślałem więc, że skoro on docenia, że tu jestem, to może nie jest ważne to, gdzie jestem, ale to co robię? Że choć rzadko mam czas porozmawiać z synami, to może kiedyś wybaczą mi to, wiedząc, że kocham ich ponad życie i właśnie to życie poświęcam, aby niczego im nie brakowało. Proszę Cię, Boże, daj zdrowia temu chłopakowi, niech mówi swoje "dzień dobry" wszystkim. Wybacz mi, że nie potrafiłem mu odpowiedzieć i daj mi siły, bym kiedyś się na to zdobył."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz